czwartek, 1 stycznia 2015

The Killing Arena [I]


[Rozdział 1 - Gdzie jesteś Naruto?]

Zaczęło się podczas walki na moście w kraju Fal. Powoli dawali radę Haku. Sasuke nie wiedział jak, ale Uzumaki bez problemu potrafił rozbić lustra pięścią. Ich przeciwnik miał zaraz przegrać.
I wtedy to się stało. Dla młodego Uchihy wszystko działo się zbyt szybko. Nie potrafił powiedzieć kiedy i jak, ale Naruto osłonił go. A wodna kula utwardzona w środku lodem posłała go prosto do rozszalałej rzeki.
– Naruto! – krzyknął spadkobierca Sharingana.
Ale nie było odzewu. Wszystko na chwilę zamarło.
– Ty gnido! – krzyknął Sasuke i rzucił się na Haku – Dlaczego to zrobiłeś!
– Sam postanowił cię uratować – powiedział spokojnie chłopak – Poświęcił się dla ciebie. Jak rozumiem to ty jesteś jednym z jego bliskich, których chce chronić. On wiedział co to znaczy prawdziwa siła. Ten kto ma kogoś kogo ochroni, stawiając na szali własne życie. Twój przyjaciel był bohaterem. I taką też śmiercią zginął.
Sasuke przez chwilę stał nieruchomo. Tak bardzo pragnął by Naruto wyszedł teraz z rzeki i powiedział, że przecież nic mu nie jest.
– Teraz wybacz, ale muszę... – zaczął Haku, ale natychmiast ucichł gdy dojrzał krwawiące oczy Uchihy. Oczy chłopaka zmieniły się. Nie były już czerwone z dwiema łezkami. Na czarnym tle znalazła się sześcioramienna czerwona gwiazda. Z tego młodego ninji, jeszcze tak naprawdę dziecka, promieniowała niezwykła moc. Haku musiał przyznać, że nawet potężniejsza niż Zabuzy.
– Zabiję cię – wyszeptał Uchiha i ruszył na oniemiałego Haku, który oprzytomniał w ostatnim momencie i zablokował cios. Sasuke nawet nie zauważył, że cały świat zwolnił, że widzi każdy ruch nuke-nina z Kiri. Nie dbał też o przeraźliwy ból oczu. Chciał tylko zabić go. Zabić tego, który odebrał mu członka drużyny, przyjaciela... brata.
Ostatni cios Sasuke posłał Haku na ziemię, a maska pękła. Uchiha wyciągnął kunai by wbić go w szyję chłopaka. Jednak stanął jak wryty, gdy zobaczył jego twarz... te oczy. Oczy, które wyglądały jak te należące do Naruto. Smutne. Pełne samotności i poświęcenia, teraz błagające o szybką śmierć.
– Dlaczego się zatrzymałeś? – spytał Haku.
Oczy Sasuke stały się na powrót czarne. Miał wrażenie, że nie zna odpowiedzi na pytanie nuke-nina Kiri. Schował kunai do kabury.
– Twoje oczy. Wyglądają jak Naruto – wyszeptał Uchiha.
– Twój przyjaciel był wielkim człowiekiem, mimo że tak krótko żył – odparł Haku – jego poświęcenie jest godne podziwu. Podobnie jak on mam kogoś kogo pragnę chronić... Ale zawiodłem, więc... proszę, zabij mnie... nie mogę być już dłużej narzędziem w rękach Zabuza-sama. Jestem za słaby. Nie będzie mnie chciał...
– Nie mów tak. Zawsze możesz mieć jakiś cel. Po za tym nie sądzę, że Zabuza pozbędzie się ciebie, bo ze mną prze...
– Nic nie rozumiesz – powiedział – Zabuza mnie uratował. Dał mi cel życia, a wzamian ja i moje umiejętności służyliśmy mu. Nażędzie o to czym jestem. Złamanym narzędziem.
Haku opowiedział Sasuke swoją historię, a ostatni Uchiha słuchał ostatniego z Yukich. Uszanował więc wybór Haku. On miał zemstę, a użytkownik lodu... samotność i lojalność wobec Zabuzy. Już miał go przebić kunaiem, gdy chłopak zablokował jego cios.
– Co ty...
– Wybacz, młody Uchiho, ale jest jeszcze coś co muszę zrobić – powiedział, a obok niego wyrosło lodowe lustro.
Sasuke natychmiast uaktywnił Sharingana. Wyczół potężną chakrę Kakashiego zgromadzoną w jego ręce, Zabuzę, który ledwo żył i Haku... który chciał się poświęcić. Wyjął kunai i rzucił. A potem pobiegł w tamtą stronę. Nie wiedział jak to zrobił czy to dzięki Sharinganowi? Czyżby to dlatego trafił w rękę Kakashiego, która lśniła Chidori?
Haku zasłaniał swoim ciałem Zabuzę, który zszokowany wpatrywał się w podopiecznego.
– Chciałeś...
„...się poświęcić dla mnie?” dokończył w myślach
– Zabuza-sama – szepnął chłopak, którego oczy wypełniły łzy – Przepraszam, przepraszam, przegrałem... nie zasługuję by być twoim narzędziem! – teraz już płakał bez ograniczeń. Psy Kakashiego puściły ciało Zabuzy, który z trudem oplótł połamane ręce wokół ciała Haku. Jego oczy również wypełniły się łzami.
– Haku – szepnął cicho.
W tym samym czasie Kakashi miał zamiar porozmawiać z Sasuke. Wiedział, że to jego kunai. Towarzysz Zabuzy używał senbon, więc to nie mógł być on. Zostawał jeszcze Uzumaki, ale go nigdzie nie widział.
– Dlaczego mnie powstrzymałeś, Sasuke i... gdzie jest Naruto?
Uchiha natychmiast przestał oddychać. Jego oczy otworzyły się szeroko... pełne strachu, a po chwili wypełniły się łzami.
– On... on.
Kakashi złapał chłopaka w ostatnim momencie.
– On spadł. Ochronił mnie, a ja nie mogłem nic zrobić! – krzyknął Uchiha czując jak jego wszystkie maski rozpuszczają się wraz ze spadającymi z jego oczu łzami.
Kakashi wpatrywał się w przestrzeń tempo. Nie mógł uwierzyć. Umarł chłopiec, którego przysiągł ochraniać.
~oOo~
Kilka dni później opuścili kraj Fal. Most był już skończony i przyozdobiony białymi chryzantemami – symbolem śmierci. Nad bramom do mostu wisiała tablica z wyrytym napisem: „Most poświęcenia Naruto”.
Nie znaleźli ciała, ale nie stworzyli nagrobka. Chcieli by był w Konoha.
Sakura nic nie mówiła. Kiedy walka się skończyła w ogóle nie zwracała uwagi na brak obecności Uzumakiego. Pytała tylko czy „Sasuke-kun” się dobrze czuje. Uchiha odepchnął ją wtedy i spytał, czy w ogóle się martwiła o Uzumakiego. Nie podobała mu się odpowiedź. Od tamtej chwili się do niej nie odezwał ani słowem.
Sasuke był nieobecny. Można by przysiąść, że gdyby teraz jakiś ninja ich zaatakował, nic by nie zrobił. Nadal widział wpadające do rzeki ciało przyjaciela. Nadal pamiętał ich trening chakry. Jego śmiech i te oczy. Dopiero teraz widział ile Naruto przeżył. W tych oczach było mnóstwo cierpienia o wiele gorszego od jego własnego.
Kakashi natomiast był czujny. Nie chciał myśleć o stracie podopiecznego... jeszcze nie teraz. Musiał skończyć misję. Przyprowadzić pozostałą dwójkę do domu, poinformować Hokage o wszystkim a potem... może po prostu urżnąć się w domu i wypalić pożyczone od Asumy fajki. Nie miał pojęcia...
Szli w stronę wioski. Zatrzymywali się tylko, gdy musieli zrobić postój na noc. Nie odzywali się do siebie ani słowem. Do wioski dotarli w ciągu kilku dni. Twarze mieli zszarzałe i wyprane z jakichkolwiek emocji. Strażnicy przy bramie ich nie zatrzymali. Znali Kakashiego, ale zaniepokoił ich stan drużyny oraz brak jednego z jej członków.
Trójka skierowała się w stronę wieży Hokage. Zapukali.
– Wejść – usłyszeli rozkaz.
Hokage uśmiechnął się na ich widok. Stęsknił się za Kakashim i Naruto.
– Ach, już wróciliście. Jak wasza pierwsza misja rangi C, albo raczej A i... gdzie jest Naruto?
Na twarzach teamu 7 pojawiła się rozpacz. Kakashi zadrżał, ale zaczął mówić, a twarz Hokage zaczęła robić się coraz bledsza, aż w końcu stary człowiek załamał ręce czując zbierające się w oczach łzy. Naruto, był dla niego jak syn i wnuk jednocześnie. Inspirował go by nadal sprawować funkcję Hokage. Dla niego.
Poczuł jak jego ciało się osuwa.
– Hokage-sama!
~oOo~
Wysoki mężczyzna przyglądał się z daleka zbudowanemu mostowi.
– Gatō... zawsze wiedziałem, że jesteś do dupy. Nie potrafisz nic zrobić dobrze – syknął do siebie. Był zły. Przez grubego karła stracił nowe zabaweczki. Westchnął i przeciągnął się strzykając kośćmi. Już miał odejść, gdy nagle dostrzegł coś pomarańczowego.
Wśród skał, na plaży dość daleko od mostu leżało ciało młodego chłopaka w zniszczonych ubraniach. Złote włosy były teraz brudne od błota, glonów i własnej krwi chłopaka.
– Czyżby to ciebie opłakiwali? – spytał sam siebie.
Zaśmiał się i przeczesał chłopakowi włosy. Nakładając na chłopaka genjutsu snu, by za wcześnie nie wstał.
Klasnął w dłonie.
– Doskonale! Zostałeś stworzony do czegoś więcej niż ninja, Naruto-kun.
~oOo~
Spotkanie głów klanów odbyło się w szpitalu. Hokage nadal był zbyt słaby. Jego serce omalże się zatrzymało po usłyszeniu o śmierci jego podopiecznego.
– Czy jesteście pewni, że chłopak nie żyje? – spytał Hiashi Hyūga – Przecież jeśli umrze to demon powinien się natychmiast odrodzić!
– To nigdy nie zostało potwierdzone – powiedział cicho Hiruzen – Żaden jinchūriki nigdy nie został zabity przez coś innego niż wyssanie bestii lub przez przedawkowanie demonicznej chakry.
– Co z Kushiną? – spytała Inuzuka.
– Cóż... – zaczął Hokage – to sekret, któremu nigdy nie nadałem rangi. Gdy przybyłem na miejsce Kushina jeszcze żyła. Gdy umierała wypowiedziała tylko jedno słowo: kontrolowany. Wydaje mi się więc, że Kyūbi został wtedy z niej wyssany, a następnie kontrolował. Po za tym Minato miał na sobie obrażenia po walce wręcz.
– Rozumiem – kiwnął głową Inoichi – chcesz powiedzieć, że nikt nigdy nie udowodnił, że bestie się odradzają... a jeśli tak to po jakim czasie.
– Dokładnie. Jednkże przejdźmy do ważniejszego punktu. Uważam, że chłopiec powinien mieć nagrobek obok swoich rodziców, a z imienia Kushiny zdjęte Genjutsu.
– Czy to na pewno dobre?
– Ukrywaliśmy jego korzenie i lisa by chronić przyszłość Naruto. Teraz nie jest to już potrzebne. Powinniśmy dać wreszcie ludziom do zrozumienia, że to dziecko było prawdziwym bohaterem... do końca.
~oOo~
Honōnonami było pięknym miastem. Wielkim i bardzo potężnym. Jedynym, które mogło z nim konkurować w Mizu no Kuni była stolica – Kirigakue no Sato. Bēi Yǐngzi przeciągnął się spoglądając na miasto z balkonu swojej willi, która jakby górowała nad nim. Był jednym z najpotężniejszych ninja Mizu no Kuni. Wiele lat temu zaczął sprawować władze nad tym miastem. Nie wiele było trzeba by przekonać starego już Sandaime, że wszystko jest w porządku.
– Kuku kuku~... Czas odwiedzić Naruto-kun – zaśmiał się i skierował swe kroki w stronę lochów willi. Zniósł tu wcześniej jedno łóżko. Chłopak, już umyty przez niewolnice Bēia, leżał na nim przykuty.
– Czas już wstawać~ - wyszeptał melodyjnie do ucha chłopaka i pstryknął palcami zdejmując z chłopaka senne jutsu.
~oOo~
Powoli otwierał oczy. Chyba pierwszy raz w życiu czuł się źle. Zawsze leczył go futrzak i było w porządku. Jęknął czując pusty żołądek oraz pulsujący ból głowy.
Chciał wstać. Powiedzieć reszcie oraz rodzinie Tazuny, że nic mu nie jest, jednak zatrzymał się, gdy tylko poczuł co się dzieje. Czuł, że jest nagi i nie przykrywa go nic. Słyszał łańcuchy, które dźwięczały przy każdym jego ruchu i...
Przykute nadgarstki.
Usiadł jak oparzony i zaczął szarpać rękoma. Wiedział, że to nic nie da. To był odruch.
– Kuku ku ku~
Usłyszał śmiech i spojrzał w stronę, z której dobiegał. Zasłonił sobie oczy gdy nagle oślepiło go światło.
– Witaj. Nazywasz się Naruto-kun, prawda?
– Tak – przytaknął.
– Dobrze wiedzieć, bo od dzisiaj jesteś moją własnością.
– Co? – w pierwszej chwili Uzumaki myślał, że się przesłyszał.
– Od dziś należysz do mnie. Będziesz świetną atrakcją Areny – powiedział, a na jego ustach nadal błąkał się ten przeklęty miły uśmieszek.
– Pieprz się! – warknął chłopak, a oczy zapłonęły mu czerwienią. Był wściekły. Powinien być teraz z Sakurą-chan i Sasuke-teme oraz Kakashim-sensei. Powinien wracać do Konohy i pokazać Konohamaru nowe jutsu. Powinien jeść ramen z Chōjim u Ichiraku! Oglądać chmury z Shikamaru! Pomagać w schronisku razem z Kibą! A było tego więcej. Więc co tu robił!
– Ku ku kuku~ Co my tu mamy – zaśmiał się Bēi i podniósł twarz chłopaka za podbródek bliżej swojej, by dokładnie obejrzeć jego oczy.
Uśmiechnął się widząc czerwień i ponownie zaśmiał się w ten swój upiorny sposób.
– Chyba będzie z ciebie większy pożytek niż początkowo przypuszczałem. Ale najpierw... wyzbądźmy się tej twojej Konoszańskiej Woli Ognia, co? – spytał z niewinnym uśmiechem, a Naruto już wiedział, że będzie źle.
~oOo~
W Konoha Hokage zwołał ludzi z wioski. Wszyscy mieli się zjawić przed budynkiem władz. Nikt oprócz teamu 7 nie wiedział z jakiej to okazji. Sasuke i Sakura zastanawiali się tylko nad jednym: dlaczego śmierć ich kolegi miała być ogłoszona wszystkim?
Powszechnie wszyscy wiedzieli, że jest sierotom i wiadomości o jego śmierci nie da się przekazać rodzinie, a dodatkowo cała wioska go nienawidziła. Więc jaki był cel tego wszystkiego?
– Kilka dni temu zginął jeden z naszych shinobi. Na imię miał Naruto Uzumaki – powiedział powoli Hokage, a na dźwięk jego imienia tłum wybuchnął radością.
Sasuke miał ochotę ich wszystkich zabić. Jak śmieli cieszyć się z jego śmierci!
– Cisza! – krzyknął Sarutobi, a jego głos był potężny i pełen gniewu. Tłum natychmiast się uspokoił – Postanowiliśmy go pochować obok jego rodziców, którymi są...
Sakura i Sasuke natychmiast nadstawili uszu. Kim byli rodzice ich przyjaciela. Chcieli wiedzieć... gdzie mają zostawiać co roku kwiaty.
– Minato Namikaze znany także jako Yondaime Hokage i Złoty Błysk oraz Kushina Uzumaki znana jako Krwawa Hobanero.
Na placu zaległa cisza. Kto by się spodziewał, prawda?
– Naruto nosił imię matki by wioska ukryta w Skale nie dowiedziała się o synu naszego Hokage i go zabiła. Zrobiliśmy to także by ukryć go przed Kiri i Kumo. Młode pokolenie tego nie wie, ale w dniu narodzin Naruto wioskę zaatakował Lisi demon. By chronić mieszkańców oraz przyszłość tego kraju nasz Yondaime i jego żona poświęcili swoje życia, oraz przyszłość swego syna by nas chronić. Zapieczętowali bestię we własnym dziecku. Był bohaterem... a jednak nigdy nie widziałem by ktoś mu za to dziękował. Jednak nie urodził się tylko jako bohater, bo zginął w taki sam sposób. Chroniąc od śmierci Sasuke Uchihę. Za wszystkie jego czyny, ja oraz rada shinobi postanowiliśmy umieścić jego imię na Kamieniu Pamięci.
Tłum zaczął się powoli rozchodzić. Każdy ze swoimi przemyśleniami. Jedynie Team 7 trwał w miejscu nie wiedząc co zrobić, aż w końcu jedyne co zrobili to pójście na ich pole treningowe i wpatrywanie się w Kamień Pamięci.
~oOo~
Bēi uśmiechnął się widząc efekty swojego jutsu umysłu. Powoli mieszał w głowie tego chłopaka by wreszcie był jego. Naruto powoli zapominał o tym kim był, o swoich uczuciach, o przywiązaniu do Konohy. W miejscu jego wspomnień pojawiła się nienawiść oraz mężczyzna, który go uwolnił. Miał białe długie włosy, fioletowe oczy, ochraniacz ze znakiem Kiri na czole i długi szalik.
W jego umyśle wykuły się słowa tego człowieka.
– Witaj, jestem Bēi Yǐngzi. Mogę cię uwolnić.
Naprawdę?
Tak. Zabiorę cię stąd. Tylko musisz być moim żołnierzem.
Tak panie.
A kiedy otworzył swoje niebieskie oczy pozostawała tylko nieskończona lojalność i służba u swego pana...
...na Arenie.
– Już wstałeś, Naruto-kun? Ku ku kuku~ Wiesz co? Zmienimy ci imię. Od dziś jesteś...
~oOo~
Sasuke Uchiha był z tych co szli przez życie tak by niczego nie żałować. Nie przywiązywać się. A jednak w tym momencie swojego życia żałował więcej niż ktokolwiek inny.
– Żałuję, że nie byłem lepszym przyjacielem, Naruto – szepnął kładąc rękę na grobie. Tuż obok spoczywał Yondaime Hokage i jego żona. Dopiero teraz widział to zniewalające podobieństwo dwóch blondynów. Wyglądali jak dwie krople wody. Jak to możliwe, że nikt nie zauważył?
– Ja też... – szepnęła stojąca obok Sakura.
Ich umysły  pogrążał smutek i tylko jedna myśl: żeby to nigdy nie wydarzyło się ponownie.

2 komentarze:

  1. Witam,
    wspaniały, wspaniały, Naruto poświęcił ratując Sasuke, tak wszyscy poznali prawdę o tym czyim był synem, ten cały Brr mnie denerwuje, ale z drugiej strony coraz bardziej i się podoba...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały!!! Pędze czytać dalej ♡_♡

    OdpowiedzUsuń